Powoli zbliżyłam się do
podejrzanego...niemowlaka? Tak, w nosidełku przede mną leżał
śliczny bobas i szeroko uśmiechał się do mnie. Nie wierzyłam
własnym oczom. Nie tracąc czasu kucnęłam przy maluchu. Do rączki
miał przywiązaną kopertę. Sięgnęłam po nią i nie spuszczając
wzroku z malca zaczęłam ją czytać.
"Kimkolwiek jesteś, jeśli teraz to czytasz, proszę zaopiekuj się moją córeczką. Ma na imię Kate, urodziła się 11 maja 2013r. Dziękuję.
P.S Nie pokazuj tej wiadomości nikomu, jeśli ktoś będzie się za mnie podawał, możesz spytać o dodatkową wiadomość, którą zostawiłam. Obiecuję nie starać się o prawa do małej. Daj jej lepsze życie. "
Spojrzałam na śliczną Katie, która wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczkami. Jej buźka była okrągła, troszkę pulchniutka, na głowie widoczne były rzadkie loczki.
Nie czekając dłużej, schowałam kartkę do kieszeni kurtki, wzięłam nosidełko i ruszyłam do domu, bacznie obserwując okolicę. Miałam wrażenie, że matka dziecka jest gdzieś w pobliżu i obserwuje mnie. Jednak najważniejsze dla mnie było teraz bezpieczeństwo malca.
Podczas powrotu do domu zastanawiałam się co ja teraz zrobię, czy zaopiekować się dzieckiem, czy może przekazać je do placówki adopcyjnej. Wewnątrz czułam przyjemne ciepło, gdy patrzałam na małą, która szeroko się do mnie uśmiechała.
-Mam nadzieję, że będę mogła cię zatrzymać skarbie. - powiedziałam do malutkiej Kate, a ona szeroko ziewnęła.
Ciekawe jak długo leżała w tym zaułku zanim ją znalazłam.
-Anne, Gemma! Potrzebuję waszej pomocy! - zawołałam, gdy przekroczyłam próg domu.
Kobiety natychmiast zjawiły się przy mnie. Na początku nie bardzo rozumiały o co chodzi, jednak kiedy im wytłumaczyłam, były zdumione.
-Jak można było zostawić dziecko na pastwę losu! Przecież po okolicy grasują psy i koty! Czy ludzie nie mają uczuć?! - krzyczała Anne.
-Mam wrażenie, że matka nie zostawiła jej całkiem samej. Gdy tu szłam, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jestem prawie pewna, że kobieta upewniała się, że dziecku nic się nie stanie.
-Biedna Kate. Chodź do cioci Gemmy. - powiedziała siostra Harry'ego i wzięła małą na ręce.
-Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała Anne.
Nastała chwila ciszy, podczas której wyobrażałam sobie jakby to było gdybym ją zatrzymała. Wyobraziłam sobie jak stawia pierwsze kroki, jak uczy się mówić.
-Chcę ją zatrzymać. - powiedziałam pewnie.
Zarówno Anne jak i Gem spojrzały na mnie zaskoczone. Jednak po chwili obie uśmiechnęły się pokrzepiająco. Wiedziałam, że są ze mną i pomogą mi. A właściwie to nam.
-Co z Harry'm? - spytała Gemma.
-Mam nadzieję, że zgodzi się na to. Wiecie, nie mogę się pozbyć wrażenia, że to jest znak od losu, że może w jakiś sposób Katie ma zastąpić dziecko, które...poroniłam. - uśmiechnęłam się zamyślona.
-Jeśli chcesz zatrzymać małą to musisz zrobić to legalnie. - powiedziała Anne. - Ale zanim podejmiesz jakiekolwiek kroki to zadzwoń do Harry'ego, a ja pojadę do sklepu po rzeczy potrzebne dla dziecka.
-Dziękuję. - przytuliłam mocno kobietę.
-Nie robię nic szczególnego. - uśmiechnęła się Anne. - Tylko pomagam moim dzieciom.
-Mamo, ale nie masz samochodu. - zauważyła Gem.
-Weź więc mój. - powiedziałam.
Kiedy Anne pojechała do sklepu, ja zadzwoniłam do mojego narzeczonego. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. "Koncert" - pomyślałam. Musiałam więc poczekać, aż Harry będzie miał czas i oddzwoni. Nagrałam więc mu wiadomość.
-Cześć kochanie. Domyślam się, że masz koncert skoro nie odbierasz. Jeśli będziesz miał wolną chwilę, proszę oddzwoń. Mam dla ciebie małą niespodziankę. Kocham Cię, uważaj na siebie.
Rozłączyłam się i podeszłam do Gem, która właśnie trzymała malutką Kate na rękach.
-Zasnęła. - powiedziała cicho dziewczyna. - Jest taka śliczna. Gdyby nie te brązowe oczka, powiedziałabym, że wygląda jak Harry, kiedy był mały.
-Masz rację. Też tak myślę. - uśmiechnęłam się. - Mogę ją wziąć na ręce?
-Jasne, jest twoja.
"Kimkolwiek jesteś, jeśli teraz to czytasz, proszę zaopiekuj się moją córeczką. Ma na imię Kate, urodziła się 11 maja 2013r. Dziękuję.
P.S Nie pokazuj tej wiadomości nikomu, jeśli ktoś będzie się za mnie podawał, możesz spytać o dodatkową wiadomość, którą zostawiłam. Obiecuję nie starać się o prawa do małej. Daj jej lepsze życie. "
Spojrzałam na śliczną Katie, która wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczkami. Jej buźka była okrągła, troszkę pulchniutka, na głowie widoczne były rzadkie loczki.
Nie czekając dłużej, schowałam kartkę do kieszeni kurtki, wzięłam nosidełko i ruszyłam do domu, bacznie obserwując okolicę. Miałam wrażenie, że matka dziecka jest gdzieś w pobliżu i obserwuje mnie. Jednak najważniejsze dla mnie było teraz bezpieczeństwo malca.
Podczas powrotu do domu zastanawiałam się co ja teraz zrobię, czy zaopiekować się dzieckiem, czy może przekazać je do placówki adopcyjnej. Wewnątrz czułam przyjemne ciepło, gdy patrzałam na małą, która szeroko się do mnie uśmiechała.
-Mam nadzieję, że będę mogła cię zatrzymać skarbie. - powiedziałam do malutkiej Kate, a ona szeroko ziewnęła.
Ciekawe jak długo leżała w tym zaułku zanim ją znalazłam.
-Anne, Gemma! Potrzebuję waszej pomocy! - zawołałam, gdy przekroczyłam próg domu.
Kobiety natychmiast zjawiły się przy mnie. Na początku nie bardzo rozumiały o co chodzi, jednak kiedy im wytłumaczyłam, były zdumione.
-Jak można było zostawić dziecko na pastwę losu! Przecież po okolicy grasują psy i koty! Czy ludzie nie mają uczuć?! - krzyczała Anne.
-Mam wrażenie, że matka nie zostawiła jej całkiem samej. Gdy tu szłam, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jestem prawie pewna, że kobieta upewniała się, że dziecku nic się nie stanie.
-Biedna Kate. Chodź do cioci Gemmy. - powiedziała siostra Harry'ego i wzięła małą na ręce.
-Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała Anne.
Nastała chwila ciszy, podczas której wyobrażałam sobie jakby to było gdybym ją zatrzymała. Wyobraziłam sobie jak stawia pierwsze kroki, jak uczy się mówić.
-Chcę ją zatrzymać. - powiedziałam pewnie.
Zarówno Anne jak i Gem spojrzały na mnie zaskoczone. Jednak po chwili obie uśmiechnęły się pokrzepiająco. Wiedziałam, że są ze mną i pomogą mi. A właściwie to nam.
-Co z Harry'm? - spytała Gemma.
-Mam nadzieję, że zgodzi się na to. Wiecie, nie mogę się pozbyć wrażenia, że to jest znak od losu, że może w jakiś sposób Katie ma zastąpić dziecko, które...poroniłam. - uśmiechnęłam się zamyślona.
-Jeśli chcesz zatrzymać małą to musisz zrobić to legalnie. - powiedziała Anne. - Ale zanim podejmiesz jakiekolwiek kroki to zadzwoń do Harry'ego, a ja pojadę do sklepu po rzeczy potrzebne dla dziecka.
-Dziękuję. - przytuliłam mocno kobietę.
-Nie robię nic szczególnego. - uśmiechnęła się Anne. - Tylko pomagam moim dzieciom.
-Mamo, ale nie masz samochodu. - zauważyła Gem.
-Weź więc mój. - powiedziałam.
Kiedy Anne pojechała do sklepu, ja zadzwoniłam do mojego narzeczonego. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. "Koncert" - pomyślałam. Musiałam więc poczekać, aż Harry będzie miał czas i oddzwoni. Nagrałam więc mu wiadomość.
-Cześć kochanie. Domyślam się, że masz koncert skoro nie odbierasz. Jeśli będziesz miał wolną chwilę, proszę oddzwoń. Mam dla ciebie małą niespodziankę. Kocham Cię, uważaj na siebie.
Rozłączyłam się i podeszłam do Gem, która właśnie trzymała malutką Kate na rękach.
-Zasnęła. - powiedziała cicho dziewczyna. - Jest taka śliczna. Gdyby nie te brązowe oczka, powiedziałabym, że wygląda jak Harry, kiedy był mały.
-Masz rację. Też tak myślę. - uśmiechnęłam się. - Mogę ją wziąć na ręce?
-Jasne, jest twoja.
Malutka spała na moich
rękach, a ja czułam się cudownie. Chciałam się o nią troszczyć,
chciałam widzieć jak dorasta, chciałam się nią opiekować,
chciałam... być mamą. Dla niej.
-Już jestem. - zakomunikowała Anne.
-Shhh! - uciszyłyśmy ją razem z Gem.
-Przepraszam. Zapomniałam jak to jest mieć dziecko w domu. - powiedziała i skierowała się do kuchni.
Ułożyłam Kate w nosidełku i podążyłam za Anne.
-Rozmawiałaś już z Harry'm? - spytała kobieta.
-Nie odbiera, myślę, że zaczęli już koncert.
-Nie wydaje wam się, że powinnyśmy pojechać z małą do szpitala? - spytała Gemma.
-Kochanie, poradziłam sobie z tobą i twoim bratem, więc dam radę z takim maluchem. Chyba nie zapomniałam jak się opiekuje dziećmi. - uśmiechnęła się Anne.
-Och, nie to miałam na myśli. No wiesz, może Katie jest chora, albo nie zaszczepiona. - wyjaśniła dziewczyna.
-Wiem skarbie, ale sądzę, że możemy poczekać jeszcze chwilę. Jutro wróci Harry i wspólnie zdecydujemy co dalej. - stwierdziła Anne.
-Harry chyba jednak nie wróci jutro. - oświadczyłam.
-Jak to? Przecież dzisiaj mają ostatni koncert. Co on znowu wymyślił? - zdziwiła się Anne.
-Zareagowałam tak samo jak ty, uwierz mi, jestem na niego zła, a właściwie to na tych cholernych managerów. Ugh!
-Wiktoria! - upomniała mnie Anne, która bardzo nie znosiła przekleństw.
-No wybacz, ale oni działają mi tak na nerwy.
-Dobrze, nie ma co się denerwować. Jeśli powiesz Harry'emu o co chodzi to na pewno wróci szybciej.
-Nie sądzę. - szepnęłam.
-Chyba znam swojego syna! - uniosła się kobieta.
-Anne! Nie widzisz, że on się zmienił? Ci ludzie mają na niego zły wpływ! Harry to dobry chłopak, a oni to wykorzystują.
-Shhh. - uciszyła mnie Gem, a ja spojrzałam na nią wrogo. - Chcesz się ze mną jeszcze kłócić? Nie radzę.
-Nie, przepraszam. Po prostu jestem chol... bardzo zła. - wyjaśniłam widząc wzrok Anne.
Niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni i spojrzałam na ekran.
-Harry? - spytała Anne.
-Tak.
-A nie mówiłam, że znam własnego syna?! - spytała urażona kobieta i wyszła z pomieszczenia.
Nie czekając dłużej odebrałam połączenie.
-Harry?
-Tak kochanie? Co się stało? - spytał zatroskany Harry.
-Mamy dziecko skarbie.
-Już jestem. - zakomunikowała Anne.
-Shhh! - uciszyłyśmy ją razem z Gem.
-Przepraszam. Zapomniałam jak to jest mieć dziecko w domu. - powiedziała i skierowała się do kuchni.
Ułożyłam Kate w nosidełku i podążyłam za Anne.
-Rozmawiałaś już z Harry'm? - spytała kobieta.
-Nie odbiera, myślę, że zaczęli już koncert.
-Nie wydaje wam się, że powinnyśmy pojechać z małą do szpitala? - spytała Gemma.
-Kochanie, poradziłam sobie z tobą i twoim bratem, więc dam radę z takim maluchem. Chyba nie zapomniałam jak się opiekuje dziećmi. - uśmiechnęła się Anne.
-Och, nie to miałam na myśli. No wiesz, może Katie jest chora, albo nie zaszczepiona. - wyjaśniła dziewczyna.
-Wiem skarbie, ale sądzę, że możemy poczekać jeszcze chwilę. Jutro wróci Harry i wspólnie zdecydujemy co dalej. - stwierdziła Anne.
-Harry chyba jednak nie wróci jutro. - oświadczyłam.
-Jak to? Przecież dzisiaj mają ostatni koncert. Co on znowu wymyślił? - zdziwiła się Anne.
-Zareagowałam tak samo jak ty, uwierz mi, jestem na niego zła, a właściwie to na tych cholernych managerów. Ugh!
-Wiktoria! - upomniała mnie Anne, która bardzo nie znosiła przekleństw.
-No wybacz, ale oni działają mi tak na nerwy.
-Dobrze, nie ma co się denerwować. Jeśli powiesz Harry'emu o co chodzi to na pewno wróci szybciej.
-Nie sądzę. - szepnęłam.
-Chyba znam swojego syna! - uniosła się kobieta.
-Anne! Nie widzisz, że on się zmienił? Ci ludzie mają na niego zły wpływ! Harry to dobry chłopak, a oni to wykorzystują.
-Shhh. - uciszyła mnie Gem, a ja spojrzałam na nią wrogo. - Chcesz się ze mną jeszcze kłócić? Nie radzę.
-Nie, przepraszam. Po prostu jestem chol... bardzo zła. - wyjaśniłam widząc wzrok Anne.
Niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni i spojrzałam na ekran.
-Harry? - spytała Anne.
-Tak.
-A nie mówiłam, że znam własnego syna?! - spytała urażona kobieta i wyszła z pomieszczenia.
Nie czekając dłużej odebrałam połączenie.
-Harry?
-Tak kochanie? Co się stało? - spytał zatroskany Harry.
-Mamy dziecko skarbie.
Witajcie kochani.
Napisałam dla Was rozdział, pierwszy od bardzo dawna, który mi się podoba.
Staram się dla Was ze wszystkich sił, ale wy nie dajecie mi powodów do starania się jeszcze bardziej. Widzę, że liczba wejść rośnie, ale mało osób komentuje, a w ankiecie ubywa głosów. Nie wiem co robię źle, więc proszę piszcie mi co mogę zrobić jeszcze.
Dziękuję za poprzednie komentarze i liczę na sporo pod tym postem.
Buziaczki ;*
Napisałam dla Was rozdział, pierwszy od bardzo dawna, który mi się podoba.
Staram się dla Was ze wszystkich sił, ale wy nie dajecie mi powodów do starania się jeszcze bardziej. Widzę, że liczba wejść rośnie, ale mało osób komentuje, a w ankiecie ubywa głosów. Nie wiem co robię źle, więc proszę piszcie mi co mogę zrobić jeszcze.
Dziękuję za poprzednie komentarze i liczę na sporo pod tym postem.
Buziaczki ;*