***MIESIĄC PÓŹNIEJ***
-Mamo!
-Tak kochanie?
-Wujek Zayn powiedział, że św. Mikołaj nie istnieje. - zapłakała Darcy i przytuliła się do mojej nogi.
-Kochanie – wzięłam córeczkę na ręce – wujek pewnie się pomylił. Może coś źle zrozumiałaś. A kto by Tobie przynosił prezenty gdyby Mikołaj nie istniał? - spytałam łagodnie.
-No to może, to może... - zamyśliła się dziewczynka.
-Nie kochanie. Żadne może, Mikołaj istnieje. - ucałowałam zarumieniony policzek mojej córeczki i postawiłam ją na ziemię. - A teraz biegnij do salonu i powiedz wujkowi i tacie, żeby do mnie przyszli.
-Dobrze mamusiu. - uradowana Darcy zniknęła za drzwiami kuchni, a już po chwili usłyszałam śmiech Malika i mojego męża.
-A wam co tak do śmiechu? - spytałam poważnie.
-Zayn, opowiedział dowcip, słuchaj... - zaczął Harry.
-Czekaj. Najpierw to niech twój przyjaciel wytłumaczy dlaczego powiedział Darcy, że Mikołaj nie istnieje. - oparłam się o szafkę i z założonymi rękami czekałam na wyjaśnienia.
-Oj, ja tylko żartowałem, a poza tym nie możecie jej całe życie oszukiwać. - rozłożył ręce Malik.
-Ona ma dopiero cztery lata, Zayn. Zwariowałeś? - prychnęłam.
-Prędzej czy później i tak się o tym dowie. - chłopak wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni.
-Raczej później. - krzyknęłam jeszcze w stronę zamykających się drzwi do pomieszczenia, a w odpowiedzi usłyszałam stłumiony śmiech mulata.
-Widziałeś? - spytałam Harrolda. - Będzie mi mówił jak wychowywać dziecko. Niedoczekanie. - rzuciłam ścierką, którą trzymałam w ręku.
-Przecież wiesz jaki jest Zayn, zawsze uważałaś, że to jego zaleta. Co się teraz stało? - spytał Harry obejmując mnie w pasie.
-To się stało, że próbuje wychować moje dziecko, a jeśli nasza córka ma mieć coś po swoim ojcu chrzestnym to ja rezygnuję. - na moje słowa Styles zaśmiał się.
-Kotku, nie da się zrezygnować z ojca chrzestnego. - uśmiechnął się. - Malik jest jaki jest, ale wszyscy go za to kochamy, przecież gdyby on nagle się zmienił to chyba oznaczałoby koniec świata.
-Gdzie te ciasteczka? -usłyszeliśmy wesoły głos Eleanor. - No Wiki, szybciutko zaraz otwieramy prezenty. - zaśmiała się dziewczyna.
-Już, już. Są gotowe. - przelotnie musnęłam usta Hazzy i wyciągnęłam ciasteczka z piekarnika.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. El spojrzała na mnie i Harry'ego, ja również na nich spojrzałam. Nie spodziewaliśmy się dzisiaj nikogo więcej. Przecież w Boże Narodzenie nikt nie odwiedza znajomych. Z sekundy na sekundę dźwięk się nasilał, był co raz bardziej irytujący. Atmofera w kuchni zrobiła się napięta, a Eleanor zaczęła płakać.
-Nie otwierajcie! - rozpłakała się, jednak ja pomimo prośby ruszyłam w kierunku drzwi.
-Cholerny budzik! - zaklęłam pod nosem i wyłączyłam brzęczące urządzenie.
Zegarek wskazywał godzinę 6:20. Z niechęcią wyciągnęłam najpierw jedną nogę z łóżka, a następnie drugą po czym przyjęłam pozycję siedzącą. Przetarłam oczy i szeroko ziewnęłam. Założyłam na nogi ciepłe kapcie i powoli ruszyłam do fotela, na którym znajdował się przygotowany przeze mnie zestaw ubrań na dziś. Z rzeczami skierowałam się do łazienki. Miałam jeszcze około 30 minut zanim wstanie Ksawery i będzie trzeba zwolnić łazienkę. Szybko więc wskoczyłam pod prysznic i wzięłam kąpiel. Po 10 minutach z mokrymi włosami stanęłam przed lustrem w celu ułożenia moich niesfornych włosów. Następnie zrobiłam mały make-up i już miałam nacisnąć klamkę, kiedy rozległo się walenie w drzwi.
-No już! Wychodzę, nie musisz tak walić. - burknęłam jeszcze nie obudzona.
-A ty nie musisz od rana na mnie warczeć. - odpowiedział Ksawery i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
-Dupek! - powiedziałam, ale chyba już mnie nie słyszał.
Szybko zeszłam do kuchni po poranną porcję kofeiny. Na dole była już mama, która czytała gazetę i piła kawę. Kiedy zobaczyła mnie w progu pomieszczenia zaśmiała się głośno.
-Z czego ty się tak śmiejesz? - spytałam nieco wkurzona.
-Kochanie, masz pastę na nosie. - odpowiedziała wesoło moja mama. - Czy ty zawsze musisz sobie ubrudzić całą buzię pastą?
-Jejku wielkie rzeczy. - wywróciłam oczami i nalałam sobie kawy.
-Podrzucić Cię do szkoły? - spytała.
-Nie, dzięki. Poradzę sobie. - odparłam.
-No i co się złościsz? Okres dostałaś? - zaśmiała się kobieta.
-Ale zabawne, na prawdę. No normalnie boki zrywać. - dopiłam do końca kawę i wstałam od stołu.
-Gdzie idziesz? Masz jeszcze jakieś 20 minut.
-Nie będę z Tobą siedzieć w jednym pomieszczeniu. Działasz mi na nerwy.
-Wytrzyj chociaż ten nos! - usłyszałam jeszcze za sobą.
Wzięłam kurtkę, torebkę i wyszłam z domu. Kiedy stanęłam przed domem moją twarz owiał poranny wiaterek. Zapięłam do końca kurtkę i ruszyłam na autobus. Wyciągnęłam z kieszeni słuchawki i włączyłam nową piosenkę chłopców "Live while we're young", która okazała się hitem. Słuchając muzyki nawet nie zauważyłam, że minęłam przystanek. Na szczęście zdążyłam na autobus. Właśnie wychodziłam z autobusu, kiedy ktoś pociągnął mnie za ramię. Odwróciłam się, a przed moją twarzą wyrosła Julia.
-Nie uwierzysz co się stało! - krzyczała i skakała jak wariatka.
-Chyba się domyślam. - westchnęłam i ruszyłam w kierunku szkoły.
-Wiki, co jest? - spytała wciąż szczerząc się do mnie.
-Mam po prostu zły dzień i tyle. - wzruszyłam ramionami.
-Ale to chyba nie dlatego, że dzisiaj do szkoły wraca schizofreniczka? - zaśmiała się dziewczyna.
-Jaka schizofreniczka? - stanęłam wybita z pantałyku.
-No Elizabeth. Babka od angola. Ty mnie w ogóle słuchasz?
-A, ta jasne. Julia serio dzisiaj nie będziesz mieć ze mnie pożytku. Nie chcę się pokłócić. Ja chyba powinnam na chwilę zmienić otoczenie.
-Jakie otoczenie? Co ty pieprzysz? - Julki ręka powędrowała do mojego czoła, a ja patrzałam na nią zdziwiona. - Nie, gorączki to ty nie masz.
-Daj mi spokój! Idź lepiej do Zuzki, przecież to teraz twoja ulubiona koleżanka. Tylko nie zapomnij się pochwalić, że znasz One Direction! - krzyknęłam i biegiem ruszyłam do szatni.
Wbiegając do szatni, wpadłam na nauczycielkę j. angielskiego, którą nazywaliśmy schizofreniczką, bo miała urojenia.
-Przepraszam, ja nie widziałam. - wytłumaczyłam się, ale wiedziałam, że już jestem na przegranej pozycji.
-Następnym razem uważaj! Poza tym w szkole obowiązuje zakaz nadużywania prędkości. - powiedziała poważnie, a ja musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Tak, wiem. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - powiedziałam i ominęłam kobietę.
Docierając do szafki, zauważyłam stojącego przy niej Marcina i mimowolnie zaklęłam pod nosem.
-Cześć piękna. - Marcin uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek. - Jak się czujesz po weekendzie?
-Nie najlepiej. Jak zawsze. Nie ważne. - wzruszyłam ramionami i zamknęłam szafkę.
-Coś się dzieje? Coś z Harry'm? - spytał zaciekawiony.
Mój chłopak i najlepszy przyjaciel zakumplowali się do tego stopnia, że rozmawiają godzinami na skypie. Marcin zdaje relacje Harry'emu z tego co robię, gdzie jestem i z kim się spotykam. Styles jest tak zazdrosny, że niemal każdy dzień spędzamy na kłótni.
-Nie, nic się dzieje. Dzień jak codzień. Harry dzwoni, wrzeszczy, a ja się bronię. Potem mnie przeprasza i mówi, że to się więcej nie powtórzy, ale następnego dnia robi to samo. A wiesz czyja to wina? Twoja! Więc do cholery, albo przestań się podlizywać Hazzie i informować go o każdym moim kroku, albo zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam i wyszłam z szatni zostawiając w niej Marcina.
Przede mną pięć lekcji, które zapewne nie będą należały do najlepszych. Wzdychając ciężko ruszyłam pod salę, w której miała się odbyć matematyka. Jednak kiedy dotarłam na miejsce okazało się, że nauczyciel zachorował i mamy godzinę wolną. Wszyscy w klasie cieszyli się jak głupki, a ja byłam wściekła. Równie dobrze, mogłabym tą godzinę spędzić na spaniu. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i słuchawki, i włączyłam teledysk "Live while we're young". Patrzałam na chłopców i zbierało mi się do płaczu, szczególnie kiedy widziałam, że Harry tak świetnie się tam bawi. Jest uśmiechnięty i wesoły. Zupełnie inaczej niż teraz. Poczułam pierwszą łzę na moim policzku i szybko ją wytarłam. Właśnie miałam schować telefon do kieszeni, kiedy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Zayn'a. Nie wiedziałam czy powinnam z nim teraz rozmawiać, przecież wyczuje, że coś jest nie tak, a jeśli nie odbiorę będę mogła wykręcić się lekcjami. Ostatecznie odebrałam.
-Halo? - spytałam starając się brzmieć dobrze.
A teraz kilka zdjęć mojego autorstwa na poprawę humoru ;) Enjoy!
-Mamo!
-Tak kochanie?
-Wujek Zayn powiedział, że św. Mikołaj nie istnieje. - zapłakała Darcy i przytuliła się do mojej nogi.
-Kochanie – wzięłam córeczkę na ręce – wujek pewnie się pomylił. Może coś źle zrozumiałaś. A kto by Tobie przynosił prezenty gdyby Mikołaj nie istniał? - spytałam łagodnie.
-No to może, to może... - zamyśliła się dziewczynka.
-Nie kochanie. Żadne może, Mikołaj istnieje. - ucałowałam zarumieniony policzek mojej córeczki i postawiłam ją na ziemię. - A teraz biegnij do salonu i powiedz wujkowi i tacie, żeby do mnie przyszli.
-Dobrze mamusiu. - uradowana Darcy zniknęła za drzwiami kuchni, a już po chwili usłyszałam śmiech Malika i mojego męża.
-A wam co tak do śmiechu? - spytałam poważnie.
-Zayn, opowiedział dowcip, słuchaj... - zaczął Harry.
-Czekaj. Najpierw to niech twój przyjaciel wytłumaczy dlaczego powiedział Darcy, że Mikołaj nie istnieje. - oparłam się o szafkę i z założonymi rękami czekałam na wyjaśnienia.
-Oj, ja tylko żartowałem, a poza tym nie możecie jej całe życie oszukiwać. - rozłożył ręce Malik.
-Ona ma dopiero cztery lata, Zayn. Zwariowałeś? - prychnęłam.
-Prędzej czy później i tak się o tym dowie. - chłopak wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni.
-Raczej później. - krzyknęłam jeszcze w stronę zamykających się drzwi do pomieszczenia, a w odpowiedzi usłyszałam stłumiony śmiech mulata.
-Widziałeś? - spytałam Harrolda. - Będzie mi mówił jak wychowywać dziecko. Niedoczekanie. - rzuciłam ścierką, którą trzymałam w ręku.
-Przecież wiesz jaki jest Zayn, zawsze uważałaś, że to jego zaleta. Co się teraz stało? - spytał Harry obejmując mnie w pasie.
-To się stało, że próbuje wychować moje dziecko, a jeśli nasza córka ma mieć coś po swoim ojcu chrzestnym to ja rezygnuję. - na moje słowa Styles zaśmiał się.
-Kotku, nie da się zrezygnować z ojca chrzestnego. - uśmiechnął się. - Malik jest jaki jest, ale wszyscy go za to kochamy, przecież gdyby on nagle się zmienił to chyba oznaczałoby koniec świata.
-Gdzie te ciasteczka? -usłyszeliśmy wesoły głos Eleanor. - No Wiki, szybciutko zaraz otwieramy prezenty. - zaśmiała się dziewczyna.
-Już, już. Są gotowe. - przelotnie musnęłam usta Hazzy i wyciągnęłam ciasteczka z piekarnika.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. El spojrzała na mnie i Harry'ego, ja również na nich spojrzałam. Nie spodziewaliśmy się dzisiaj nikogo więcej. Przecież w Boże Narodzenie nikt nie odwiedza znajomych. Z sekundy na sekundę dźwięk się nasilał, był co raz bardziej irytujący. Atmofera w kuchni zrobiła się napięta, a Eleanor zaczęła płakać.
-Nie otwierajcie! - rozpłakała się, jednak ja pomimo prośby ruszyłam w kierunku drzwi.
-Cholerny budzik! - zaklęłam pod nosem i wyłączyłam brzęczące urządzenie.
Zegarek wskazywał godzinę 6:20. Z niechęcią wyciągnęłam najpierw jedną nogę z łóżka, a następnie drugą po czym przyjęłam pozycję siedzącą. Przetarłam oczy i szeroko ziewnęłam. Założyłam na nogi ciepłe kapcie i powoli ruszyłam do fotela, na którym znajdował się przygotowany przeze mnie zestaw ubrań na dziś. Z rzeczami skierowałam się do łazienki. Miałam jeszcze około 30 minut zanim wstanie Ksawery i będzie trzeba zwolnić łazienkę. Szybko więc wskoczyłam pod prysznic i wzięłam kąpiel. Po 10 minutach z mokrymi włosami stanęłam przed lustrem w celu ułożenia moich niesfornych włosów. Następnie zrobiłam mały make-up i już miałam nacisnąć klamkę, kiedy rozległo się walenie w drzwi.
-No już! Wychodzę, nie musisz tak walić. - burknęłam jeszcze nie obudzona.
-A ty nie musisz od rana na mnie warczeć. - odpowiedział Ksawery i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
-Dupek! - powiedziałam, ale chyba już mnie nie słyszał.
Szybko zeszłam do kuchni po poranną porcję kofeiny. Na dole była już mama, która czytała gazetę i piła kawę. Kiedy zobaczyła mnie w progu pomieszczenia zaśmiała się głośno.
-Z czego ty się tak śmiejesz? - spytałam nieco wkurzona.
-Kochanie, masz pastę na nosie. - odpowiedziała wesoło moja mama. - Czy ty zawsze musisz sobie ubrudzić całą buzię pastą?
-Jejku wielkie rzeczy. - wywróciłam oczami i nalałam sobie kawy.
-Podrzucić Cię do szkoły? - spytała.
-Nie, dzięki. Poradzę sobie. - odparłam.
-No i co się złościsz? Okres dostałaś? - zaśmiała się kobieta.
-Ale zabawne, na prawdę. No normalnie boki zrywać. - dopiłam do końca kawę i wstałam od stołu.
-Gdzie idziesz? Masz jeszcze jakieś 20 minut.
-Nie będę z Tobą siedzieć w jednym pomieszczeniu. Działasz mi na nerwy.
-Wytrzyj chociaż ten nos! - usłyszałam jeszcze za sobą.
Wzięłam kurtkę, torebkę i wyszłam z domu. Kiedy stanęłam przed domem moją twarz owiał poranny wiaterek. Zapięłam do końca kurtkę i ruszyłam na autobus. Wyciągnęłam z kieszeni słuchawki i włączyłam nową piosenkę chłopców "Live while we're young", która okazała się hitem. Słuchając muzyki nawet nie zauważyłam, że minęłam przystanek. Na szczęście zdążyłam na autobus. Właśnie wychodziłam z autobusu, kiedy ktoś pociągnął mnie za ramię. Odwróciłam się, a przed moją twarzą wyrosła Julia.
-Nie uwierzysz co się stało! - krzyczała i skakała jak wariatka.
-Chyba się domyślam. - westchnęłam i ruszyłam w kierunku szkoły.
-Wiki, co jest? - spytała wciąż szczerząc się do mnie.
-Mam po prostu zły dzień i tyle. - wzruszyłam ramionami.
-Ale to chyba nie dlatego, że dzisiaj do szkoły wraca schizofreniczka? - zaśmiała się dziewczyna.
-Jaka schizofreniczka? - stanęłam wybita z pantałyku.
-No Elizabeth. Babka od angola. Ty mnie w ogóle słuchasz?
-A, ta jasne. Julia serio dzisiaj nie będziesz mieć ze mnie pożytku. Nie chcę się pokłócić. Ja chyba powinnam na chwilę zmienić otoczenie.
-Jakie otoczenie? Co ty pieprzysz? - Julki ręka powędrowała do mojego czoła, a ja patrzałam na nią zdziwiona. - Nie, gorączki to ty nie masz.
-Daj mi spokój! Idź lepiej do Zuzki, przecież to teraz twoja ulubiona koleżanka. Tylko nie zapomnij się pochwalić, że znasz One Direction! - krzyknęłam i biegiem ruszyłam do szatni.
Wbiegając do szatni, wpadłam na nauczycielkę j. angielskiego, którą nazywaliśmy schizofreniczką, bo miała urojenia.
-Przepraszam, ja nie widziałam. - wytłumaczyłam się, ale wiedziałam, że już jestem na przegranej pozycji.
-Następnym razem uważaj! Poza tym w szkole obowiązuje zakaz nadużywania prędkości. - powiedziała poważnie, a ja musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Tak, wiem. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - powiedziałam i ominęłam kobietę.
Docierając do szafki, zauważyłam stojącego przy niej Marcina i mimowolnie zaklęłam pod nosem.
-Cześć piękna. - Marcin uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek. - Jak się czujesz po weekendzie?
-Nie najlepiej. Jak zawsze. Nie ważne. - wzruszyłam ramionami i zamknęłam szafkę.
-Coś się dzieje? Coś z Harry'm? - spytał zaciekawiony.
Mój chłopak i najlepszy przyjaciel zakumplowali się do tego stopnia, że rozmawiają godzinami na skypie. Marcin zdaje relacje Harry'emu z tego co robię, gdzie jestem i z kim się spotykam. Styles jest tak zazdrosny, że niemal każdy dzień spędzamy na kłótni.
-Nie, nic się dzieje. Dzień jak codzień. Harry dzwoni, wrzeszczy, a ja się bronię. Potem mnie przeprasza i mówi, że to się więcej nie powtórzy, ale następnego dnia robi to samo. A wiesz czyja to wina? Twoja! Więc do cholery, albo przestań się podlizywać Hazzie i informować go o każdym moim kroku, albo zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam i wyszłam z szatni zostawiając w niej Marcina.
Przede mną pięć lekcji, które zapewne nie będą należały do najlepszych. Wzdychając ciężko ruszyłam pod salę, w której miała się odbyć matematyka. Jednak kiedy dotarłam na miejsce okazało się, że nauczyciel zachorował i mamy godzinę wolną. Wszyscy w klasie cieszyli się jak głupki, a ja byłam wściekła. Równie dobrze, mogłabym tą godzinę spędzić na spaniu. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i słuchawki, i włączyłam teledysk "Live while we're young". Patrzałam na chłopców i zbierało mi się do płaczu, szczególnie kiedy widziałam, że Harry tak świetnie się tam bawi. Jest uśmiechnięty i wesoły. Zupełnie inaczej niż teraz. Poczułam pierwszą łzę na moim policzku i szybko ją wytarłam. Właśnie miałam schować telefon do kieszeni, kiedy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Zayn'a. Nie wiedziałam czy powinnam z nim teraz rozmawiać, przecież wyczuje, że coś jest nie tak, a jeśli nie odbiorę będę mogła wykręcić się lekcjami. Ostatecznie odebrałam.
-Halo? - spytałam starając się brzmieć dobrze.
Hej kochani. Wiem, że spodziewaliście się czegoś lepszego i dłuższego, ale straciłam wprawę ;)
Dlatego myślę, że czas zakończyć ten wątek w swoim życiu i skupić się na czymś innym. Czekam na Wasze opinie i dziękuję, że wytrzymaliście tu ze mną tak długo. Kocham Was! Buziaczki ;* ;* ;*
A teraz kilka zdjęć mojego autorstwa na poprawę humoru ;) Enjoy!